środa, 28 sierpnia 2013

Oczekiwanie...

 28 sierpnia, ok. 8 rano

Po wyjściu z ciała unoszę się nad ulicą a na mojej drodze leży piękny wilczur i bacznie mnie obserwuje. Lecę na jego wysokości i wpadam na pomysł, że pogłaskam go po pysku na odchodne. Dolatuję do niego i dotykam pyszczka a ten chapie mnie w rękę. Jestem zdziwiona, gdyż odczuwam chwilowy dyskomfort podczas ugryzienia co nie sądziłam, że może mieć miejsce w tym wypadku, gdy nie posiadam ciała fizycznego. Stwierdzam, że to coś w stylu bólu fantomowego. Odlatuję w stronę miasta.

Unoszę się nad Odrą we Wrocławiu, przynajmniej tak mi się kojarzy to miejsce.
Z góry obserwuję jak grupka chłopców gra w jakąś grę w stylu paintball. Tyle, że w wodzie koło pontonu.
Właściwie nie umiem stwierdzić co to za zabawa ale mają dość podobną broń - karabiny z białymi pojemnikami na coś. Nagle coś się niedobrego dzieje bo jeden z chłopców wyławia drugiego i kładzie na ponton. Ten wyłowiony chłopiec ma kamizelkę przedziurawianą jakby od kul w jakiś ośmiu miejscach na plecach. Jego kolega próbuje udzielić mu pierwszej pomocy lecz nie za bardzo pamięta jak to się robiło. Sfruwam koło nich by baczniej móc się przyjrzeć sprawie. Słyszę myśli tego kolegi, który wątpi w swoje zdolności medyczne. Widzę, że do maski tlenowej wlewa jakąś żółtą galaretowatą substancję. Zastawiam się cóż to takiego i czemu wlał ją do maski?. Biorę opakowanie od tej substancji i czytam do czego służy. Faktycznie jest na niej słowo mask i coś z oddychaniem. Myślę, sobie że chyba w takim razie ok, ale wydaje mi się to nielogiczne, że może to pomóc w oddychaniu. Nagle chłopiec, który reanimuje tamtego nieprzytomnego zauważa mnie i z mega zdziwieniem pyta: "co ty tu robisz?" Odpowiadam: "czekam".
A on na to:"jesteś nurkiem?" Odpowiadam mu, że nie. Przestaje ze mną gadać, gdyż urządzenie, które podłączył do tamtego chłopca zaczyna pokazywać brak czynności życiowych i włącza się sygnał alarmowy. Trwa to parę chwil. Chłopiec umiera.
Biorę na ręce martwego chłopca i odlatuję z nim do nieba. On w ogóle nie kojarzy, że umarł. Plącze mu się język i przygryza go sobie, wywraca oczami i pojękuje. Mówię mu, że czas udać się do innego miejsca.
Kiedy jesteśmy już wysoko, moja misja kończy się i wracam z powrotem do ciała.

Właściwie to pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja, że przybywam niczym Anioł Śmierci zwiastując odejście kogoś i odprowadzam tą duszę do nieba, gdy jest już po wszystkim. Hmm, dziwne nieco.


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Plan ziemski

 25 sierpnia, koło godz.18

Czuję, że wyssało mnie z ciała ale nie jest tak jak zwykle, że przenosi mnie do jakiegoś miejsca po sekundce utraty świadomości tylko tkwię w ciemności - ja i blokada, którą mam pokonać. Czuję tą blokadę na wysokości podbrzusza przenika mnie na wskroś. Wyczuwam obecność przewodnika przy tym zadaniu. Próbuję tę blokadę usilnie pokonać, męczę się z tym chwilę i w końcu blokada puszcza i czuję, że wszystko jest już dobrze, odczuwam swobodny przepływ energii. Tracę świadomość.
Następnie mam sen, że jestem u babci w mieszkaniu a na podłodze wiją się wielkie węże, grube i jadowite.
Najchętniej trzymałabym się od nich na bezpieczną odległość.
Mój przewodnik pojawia się i pokazuje mi jak się poruszać między nimi by mnie nie ukąsiły. Jego technika wydaje mi się nierozważna, gdyż pracujemy w bardzo bliskich odległościach, według mnie niebezpiecznych, lecz jest skuteczna bo żadne węże mnie nie atakują tylko groźnie na mnie spoglądają.

Następnie mam kolejny sen, z udziałem mojego taty. Pojawiamy się w miejscu z dzieciństwa, nad wodą na której jest wybudowana wielka piramida. Tzn. kiedyś była wielka a teraz okazuje się, że to miejsce jest przeremontowane i bardzo się zmieniło. Nawet kształt piramidy został zmieniony, po prostu jawi mi się jako namiastka tego co zapamiętałam. Wchodzimy do środka. Mój tato pracuje tam, jego szef jest dowódcą wojskowym i właśnie robi wykłady. Siadam koło taty w ławce i moją uwagę przyciągają czerwone koszyki. Biorę sobie jeden z nich i nagle moim oczom na dnie koszyka ukazuje się przedmiot - czarna kredka, którą zgubiłam 2 lata temu. Chwalę się tacie, co za niesamowity przypadek. Cieszy się razem ze mną.
Potem idziemy do naszego domu lecz wszystko jest przedstawione tak jakbyśmy byli na planie jakiegoś serialu czy filmu.
Każdy ma swoje role do odegrania i są różne pokoje.
Wchodzę do pokoju gdzie na fotelu siedzi starsza pani a obok niej siedzi Anioł w drugim fotelu.
Ona właśnie ostatni raz rozmawiała ze swoją rodziną. Jest zbulwersowana i zapłakana bo nie będzie mogła się więcej z nimi widzieć. Anioł tłumaczy jej, że nie może się już z nimi spotykać bo zakończyła swoją bytność na planie ziemskim i czas teraz aby dalej wzrastała jako dusza. Gdyby pozwolił jej się kontaktować z rodziną po śmierci tęsknota i ból hamowały by ją w rozwoju...


środa, 14 sierpnia 2013

Feniks

13 sierpnia, ok. 3 w nocy

Po dostrojeniu znajduję się na pustkowiu, wygląda trochę jak rozległy teren jakiegoś starego wysypiska, nie ma śmieci są tylko góry piasku. No i teren bynajmniej nie jest opustoszały.
Pierwsze co rzuca mi się w oczy to dwójka ludzi - mały chłopiec (ok.8-9 letni) z blond włosami i niebieskimi oczami, któremu towarzyszy starsza kobieta w kapeluszu. Poza tym widzę mnóstwo ludzi którzy kroczą jakby bez sensu, jakby czegoś szukali ale nie wiedzą czego, mijają się tylko i krążą w kółko.
Ponieważ przybyłam z intencją przeprowadzenia jakieś duszy, wyrażam ją aby zgłosiła się do mnie odpowiednia osoba.
Fruwam dalej i myślę co zrobić w takiej sytuacji skoro jest tyle potencjalnych dusz do przeprowadzenia pode mną. Wpadam na pomysł rzucenia obiektem, który wskaże mi tą odpowiednią.
Obiekt faktycznie upada obok tego chłopca, który już na początku wpadł mi w oko.
Zlatuję do niego i witam się. Pytam czy ma ochotę ze mną polatać. Chłopiec mówi, że tak, że umie latać. Podaję mu dłoń. Nigdy dotąd z nikim nie latałam, więc zastanawiam się czy w ogóle mi to wyjdzie.
Start jest troszkę toporny ale już po sekundce wznosimy się z łatwością w górę. I lecimy i lecimy wysoko wciąż trzymając się za ręce. Nagle chłopiec wyraża zachwyt i mówi, że widzi światłość. Ja tej światłości nie widzę. Jesteśmy w pokoju przy oknach wychodzących na balkon. Wisimy przy szybie za którą on widzi światło, dodaje jeszcze, że "wow, 5500 pokoi". Czuję, ze to miejsce naszego rozstania.
Puszczam dłoń chłopca a on przenika przez szybę. Mówię mu, że go kocham i przypomina mi się, że warto spytać go jak ma na imię. Odpowiada, że Marcin Dupek!? Żegnam się z nim.
Patrzę za szybę i moim oczom ukazuje się uwiędły, wyschnięty kwiat w złotej plastykowej doniczce. Zastanawiam się czy wszystko ok. Nagle kwiat ożywa, rozkwita a następnie przeobraża się w czerwonego ptaka i odlatuje. Myślę sobie Feniks! Teraz już wiem, że się udało Niestety, czerwony ptak nie mogąc wyfrunąć przez zabudowany balkon wpada mi do mieszkania. Zaczynam latać za nim po domu próbując wypuścić go przez jakieś okno... Wołam go po imieniu "Feniks, Feniks".
Niestety, jak zwykle sama nie mogę przefrunąć przez okna a kiedy próbuję je otworzyć okazuje się, że się nie da bo są pozastawiane kwiatami i po uszczelniane gazetami. Nie wiem co robić, więc wzywam na pomoc mojego przewodnika, wtedy ptak znika.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Młodzieniec, który czekał...

5 sierpnia, nad ranem

Dziś zdarzyło mi się trzykrotne oobe pod rząd. Bardzo mnie to ucieszyło bo trochę minęło od ostatniego i martwiłam się tym zastojem. Ale na szczęście pojawiło się i mogłam realizować swoją misję -przeprowadzania/uwalniania.
Opiszę najważniejsze elementy tego doświadczenia:
Znalazłam się w środku lasu przy budynku stylizowanym na zamek/pałacyk z czerwonej cegły.
Unosiłam się wokół budynku podziwiając jego konstrukcję, w końcu znalazłam się na dziedzińcu, gdzie było wejście do budynku. Wyraziłam intencję, że przybyłam w celu przeprowadzenia, czekając na duszę, której mogę pomóc. Dostrzegłam, że w budynku jest duża kolejka.
Wszyscy oczekują na swoją kolei w recepcji. Pomyślałam, ze to coś w stylu izby przyjęć chorych, coś jak ośrodek zdrowia. Pomimo mych dobrych chęci nikt nie przyszedł po pomoc do mnie.
Zajęłam się więc czymś innym coby ciekawie wykorzystać czas poza :P

Później wyrzuciło mnie na chwilę z ciała. Jednak już po chwili byłam znowu w poza w tym samym miejscu z innej strony tego budynku. Moje dostrojenie było słabe, więc zaczęłam z wielką fascynacją podziwiać wszystko wokół mnie :)To sprawiło, że dostroiłam się całkiem i odleciałam z tamtego miejsca, wciąż z intencją pomocy, komuś kto jej potrzebuje.
Wywiało mnie na takie pustkowie, było chmurno i wymarle. Jakieś drzewa, szaruga, poprosiłam o morze - pojawiło się coś bardziej w stylu dużego jeziora, chciałam plażę ale nie zaistniała. Leciałam wiec dalej.
Pomyślałam, ze tutaj to już chyba w ogóle nikomu nie pomogę, bo to jakieś opuszczone tereny fabryk.
Nagle z wysoka dostrzegłam chłopaka, który leżał w piachu. Sfrunęłam do niego.
Na mój widok odczuł jakby ulgę i uśmiechnął się. Wyglądało, że czekał tu nie wiadomo ile w samotności. Spytałam, czy chce żebym go przeprowadziła. Odpowiedział z radością w głosie, że "jasne, że tak". Zapytałam, więc czego potrzebuje, aby móc odejść.
Popatrzył na mnie i zbliżył swoją twarz do mojej. Poczułam, ze chodzi o pocałunek z kobietą. Pocałowaliśmy się zatem a ten pocałunek znaczył więcej niż tysiące słów, bo niósł za sobą wybawienie od zniewolenia.
Kolejna misja zakończona, wróciłam z radością do ciała. Cieszę się, że mogłam mu pomóc :)