niedziela, 29 grudnia 2013

Obiekty

18 grudnia 2013

Jestem w kuchni z rodziną w domu z dzieciństwa. Mam około 7 lat. Patrzymy za okno na nocne niebo po którym latają różne dziwne obiekty w dużej ilości. Okazuje się, że niby nasz rząd wprowadził taki system kontroli. Dla mojej rodziny to nic takiego, patrzą bez lęku na to jak na nowy wynalazek rządowy. Ja się im dziwię ponieważ czuję, że coś jest z tym pomysłem nie tak i niekoniecznie jest tylko tym na co wygląda :) Obiekt latający zatrzymuje się blisko nas na wysokości naszego okna. Zaczynam odczuwać, że robi ze mną coś dziwnego, nikt inny nic nie czuje. Mianowicie czuję jak się podłącza pode mnie na wysokości czakry splotu słonecznego i zaczyna ze mnie wysysać energię. Nie podoba mi się to, wprawdzie nie czuję osłabienia ani nic z tych rzeczy tylko ten dziwny niepokój, energia przepływa z dużą mocą między nami. Jestem zszokowana i opowiadam rodzinie co się ze mną dzieje i proszę, żeby mnie od tego odłączyli. Zabierają mnie do pokoju po drugiej stronie domu i zasłaniają wszystkie okna. Jestem bezpieczna.
Potem przychodzi czas spania i śpię z siostrą w małym pokoiku po stronie kuchni. Budzę się w środku nocy i czuję, ze znów jestem podłączona do obiektu za oknem i znów czuję mega mocny przepływ energii, który mnie niepokoi. Próbuję obudzić siostrę by mi pomogła, gdyż czuję się lekko sparaliżowana tym połączeniem. Pragnę by mi pomogła i pytam się jej co mam robić skoro to znów ciągnie ze mnie energię. Nagle przechodzi mi przez myśl, że ta sytuacja jest jakaś zbyt abstrakcyjna żeby była realna i że to chyba sen, lecz nie robię testu rzeczywistości.
Wkrótce budzę się lekko zestresowana, jestem bardzo naładowana energią i czuję ją w całym ciele jak pulsuje.

wtorek, 10 grudnia 2013

Sklepik św. Piotra

10 grudnia 2013, około 6 rano

Po ułożeniu się spać wyrażam intencję wyjścia z ciała. Wibracje pojawiają się już po chwili, aż sama jestem zaskoczona, że tak szybko, bo nawet nie zdążyłam poczuć się "sennie zamglona". Być może przez to, że są tak trochę na "surowo" zaczyna mnie wręcz mdlić od nich. Jest mi nie dobrze i myślę o zmienieniu pozycji i pójściu spać normalnie, lecz nie jest aż tak źle, więc próbuje w tym wytrwać. W końcu zaczynam czuć się coraz senniej i mdłości już nie odczuwam, za to różne rozbłyski świetlne i przytłumienie świadomości. Wyjście z ciała następuje dość łagodniej niż zazwyczaj, jest tylko lekkie ciągnięcie a nie takie mocne jak czasami. Po chwili już jestem w Poza w swoim pokoju. Pojawia się mój anielski opiekun, który jest w świetnym nastroju a ja mam do niego sporo pytań. Odpowiada na nie za pomocą małych karteczek z napisami na nich. Odpowiedzi są proste i podkreślają najważniejsze wartości. Nic zaskakującego, czułam podobnie. Potem próbuję przelecieć przez okno ale nie da się. Lecę więc do szafy i widzę siebie w lustrze jak unoszę się poziomo nad ziemią :) Oglądam swoje dłonie i moje ciało wygląda zupełnie normalnie. Proszę o spotkanie z kimś i przenosi mnie w inne miejsce. Ponieważ faza jest dość płytka proszę o wzmocnienie jej lecz przez to tracę świadomość.
Pojawiam się na swoim rodzinnym osiedlu na placu niedaleko szkoły. Siedzę przy stoliku z koleżanką Natalią z podstawówki. Dosiada się do nas blondwłosy młodzieniec, z włosami do ramion i niebieskimi oczami. Wspaniale nam się rozmawia razem. Jest taki jakby nie z tego świata. Mówi, że wraz z bratem prowadzą tamten sklepik i pokazuje nam który. Na sklepiku jest szyld, że to sklepik św. Piotra. Jego brat też ma w sobie jakiś taki czar nieziemski. Jakby obaj nie byli ludźmi tak naprawdę. Dostaje od niego telefon i mówi, żeby się skontaktowała bo szukają kogoś na staż. Dzwonię tam później, żeby się dowiedzieć co bym tam robiła. Jestem proszona o przybycie. Rozmawia ze mną matka tych młodzieńców i jest bardzo miła. Bardzo ich chwali jak to sobie świetnie radzą. A w sprawie stażu kieruje mnie do takiego małego robocika. Jest słodki z wyglądu i też miły. Rozmawiam z nim chwilę. Mówię, że się zastanowię i w rezultacie nie daje im żadnej odpowiedzi.

środa, 4 grudnia 2013

Zwierzaki

4 grudnia, nad ranem

Jest środek nocy i krążę po jakimś obcym osiedlu. Na smyczy mam  nieźle wyrośniętego szczeniaka psa dużej rasy. Piesiu jest milutki i radosny. Chcę wrócić do domu lecz gdy przychodzę na przystanek autobusowy okazuje się, że wszystkie autobusy już odjechały. Mimo nocy i obcego miejsca jestem zmuszona wracać do domu na piechotę w ciemnościach. Cieszę się, że chociaż mam pieska to aż tak bardzo się nie boję. Zaczynam niebezpieczną wędrówkę i nagle do głowy wpada mi myśl, że to niemożliwe, że muszę się bać i że to chyba sen, a skoro sen to mogę raz dwa wznieść się w niebo i polecieć bezpiecznie do domu. Sprawdzam swoją teorię i faktycznie z lekkością szybuje po nocnym niebie. Po chwili znajduje się już w swoim pokoju w łóżku (w rzeczywistości nie znam tego domu i tego pokoju).
Nagle zostaję zaatakowana przez jakąś dziwną, małą pół-transparentną istotę. Przysysa się do mnie i szamotam się z nią. W tym momencie jakby znikąd wyskakuje mój mały kiciuś i atakuje tego stwora. Chwilkę z nim walczy aż w końcu go przepędza. Jestem pod wrażeniem, że spotkałam mojego kotka w astralu który w dodatku stoi na straży moich przygód i w razie potrzeby służy mi swoim wsparciem :) Kiedy zagrożenie znika mój kiciuś także staje się niewidzialny.
Proszę swojego anielskiego przewodnika aby pokierował mną z najwyższym dobrem. Momentalnie zaczynam być ciągnięta do tyłu z dużą szybkością i wszystko się rozświetla na moment. Pojawiam się przy jakieś kobiecie i wiem, że moim zadaniem jest rozjaśnić jej oczy. Wykonuję to zadanie bardzo szybko i znowu latam po tamtym pokoju. Pojawiam się na przeciwko lustra i widzę swoje uśmiechnięte odbicie. Próbuję wlecieć w lustro aby przedostać się w inne miejsce. Niestety tak się nie dzieje i odbijam się od niego jak od zwykłej szyby (z oknami też zwykle mam problem i nie mogę przez nie przelatywać z jakiś tajemniczych powodów).
Czuję silną obecność mojego przewodnika. Jest bardziej skory do kontaktu niż zwykle. Odpowiada raczej obrazami i działaniem niż słowami. Mam do niego parę pytań i próśb. Po realizacji pewnej rzeczy wyrzuca mnie z ciała. Po chwili jednak wracam z powrotem.
Jestem już w swoim łóżku i zaczynam spisywać to wyjście w dzienniku snów. Opowiadam nawet o nim swojemu lubemu coby lepiej je zapamiętać. Nagle okazuje się, że natrafiłam na dwa oddzielne od siebie aspekty mojego lubego. Pierwszy aspekt jest zazdrosny o ten drugi mimo iż wiem, że w świecie fizycznym są jednością. Drugi aspekt wygląda odmiennie i gra na jakimś dziwnym dużym instrumencie nie istniejącym w świecie fizycznym. Tworzy piękną muzykę. Następnie przychodzi jakiś inny chłopiec i przejmuje granie.
Potem tracę świadomość i śni mi się już zwykły sen.

sobota, 30 listopada 2013

Światło rozświetla mrok

30 listopada, koło 9 rano

Idę ciemnym zaułkiem w zimowej kurtce, trochę niekomfortowo się czuję bo jest bardzo ciemno ale z przyzwyczajenia idę na pewniaka. Nagle zostaję złapana przez jakiegoś mężczyznę. Próbuje mnie unieruchomić i przenieść gdzieś. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że w końcu komuś udało się mnie zaskoczyć i złapać. Stwierdzam, że się nie poddam bez walki i zaczynam się szamotać aż w końcu zaczynam drapać go po twarzy pazurami do krwi. Zaczynam myśleć o tym, że to pewnie jest oobe i muszę jak najszybciej rzucić się w przestrzeń i odlecieć. W końcu udaje mi się wyrwać i skaczę w przepaść. Oczywiście odlatuję i szybuje sobie po nocnym niebie bezpieczna i ukojona jego przestworzem. Przypomina mi się co miałam zrobić przy najbliższym oobe i zaczynam rozmowę z moim anielskim opiekunem. Proszę go o poszerzenie mojego postrzegania i świadomości tak bym zaczęła pojmować rzeczy, których dotąd nie rozumiałam.
Czuję jego wyraźną obecność. Rozświetla się mrok a w mojej głowie czuję świetlistą energię. Napływa z taką mocą, że prawie rozsadza mi głowę. Można powiedzieć, że to uczucie na granicy bólu. Z wrażenia wracam do ciała. Czuję wibrację, wracam ponownie, lecz szybko tracę całkowicie świadomość i śnię już tylko po prostu następny sen.

czwartek, 28 listopada 2013

Intubacja

28 listopada

Jestem z kimś na obrzeżach miasta. Dochodzimy do obszaru gdzie stoi wielki statek, który można za opłatą zwiedzać. Żeby wejść trzeba kupić bilety. My wślizgujemy się niepostrzeżenie bez płacenia. Aby dostać się w pobliże statku trzeba pokonać odnogę rzeki,a od wału przy której płynie odchodzą pionowe schody w dół prosto do rzeki. Pojawia się jakaś radosna, pulchna dziewczyna, która schodzi po nich i wpada prosto do wody. Osoba z którą jestem także próbuje po nich zejść i także wpada do rzeki. Ja schodzę z kocią gracją i zamiast do rzeki zeskakuje na kamyki które są gdzieś pomiędzy nią. Nawet nie moczę podeszw butów. Poza tym mój skok jest bezgłośny. Jestem z siebie dumna. Przechodzimy razem gdzieś dalej i nagle wokół nas pojawia się dużo osób z obsługi tego miejsca. Jeden mężczyzna w uniformie łapie mnie za rękę, myślę sobie, że pewnie chce sprawdzić czy mam pieczątkę na ręce, czy może jestem tu nielegalnie. Jednak chodzi o coś innego. Maca moją dłoń szukając w jej wnętrzu czegoś. Znajduje. Nawołuje pozostałych i oznajmia im, że mam najbardziej wyczuwalny przerost ze wszystkich. Ci pozostali wyglądają i zachowują się jak medycy. Jeden z nich mówi, że przy takim przeroście powinnam mieć objawy niezwykłego zapamiętywania, pyta się jak u mnie ze snami, czy coś w tym stylu. Odpowiadam, że świetnie i wszystkie zapamiętuje. On stwierdza, że "objawy już się zaczęły". Robi się coraz większe napięcie, a jeden z lekarzy zaczyna nerwowo rozpinać mi kurtkę, wręcz szarpiąc ją. Oznajmia spanikowany, że: " trzeba będzie Cię intubować". Niepodoba mi się jego ton ani to jak mnie szarpie, ani ogólnie atmosfera. I choć tamten pierwszy jeszcze mocniej ściska mnie za rękę wyrywam się i uciekam co sił w nogach. Intubacja nie kojarzy mi się z niczym przyjemnym i na wszelki wypadek nie chce mieć z nią nic do czynienia, choć właściwie nie mam pojęcia na czym polega.
Oni wysyłają za mną gońców. Biegnę przez tajne przejście przez które żeśmy weszli ale po drugiej jego stronie już czeka na mnie strażnik, jednak udaje mi się prześlizgnąć pod barierką i uciekam mu. W końcu gubię pozostałych i biegnie za mną tylko jedna młoda, ruda, wysportowana dziewczyna. Dobiegam do prywatnego osiedla ze szlabanem i czuję ulgę bo na takich obszarach nie obowiązuje prawo. Pokazuję jej fucka z uśmiechem na ustach. Jednak ona tylko chwilo zwalnia i jednak decyduje się na dalszy pościg pomimo miejsca. Uciekam do jakiegoś budynku w którym są przebieralnio-toalety. Wbiegam do jakieś zajętej i proszę dziewczynę, żeby nie krzyczała, ze chce się przed kimś ukryć. Kucam pod kotarą. Jest miła i zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Ruda podchodzi do naszej przebieralni i zaczyna ją wypytywać. Ona udaje, że nic nie widziała i wdaje się w dyskusję z tamtą. Potem pojawiają się jakieś małe dzieci i w trakcie zabawy pociągają kotarę tak, że prawie jestem na widoku. Jednak one też orientują się, że się ukrywam i udają, że mnie tam nie ma. Ruda już generalnie ma mnie jak na talerzu lecz nie spogląda w bok bo jest tak zaoferowana rozmową z tamtą, lecz mam wrażenie że tylko udaje, ze mnie nie widzi.

Klik

Znowu pojawiam się w tamtym miejscu z którego rozpoczęłam ucieczkę, jednak teraz jest opustoszałe. nie mam pojęcia skąd się tu znowu wzięłam. Postanawiam się stamtąd ulotnić jak najszybciej, gdyż widzę, że nadchodzą tamci medycy. W ostatniej chwili wskakuję w krzaki przy drzewie i nie zauważają mnie i przechodzą dalej. Nagle dróżką przejeżdża jakiś chłopiec na rowerze i dostrzega mnie. Zatrzymuje się i pyta: "wszystko w porządku?".
Budzę się.

czwartek, 21 listopada 2013

Telepatyczna rozmowa z noworodkiem

15 listopada, nad ranem

Dzidziuś o imieniu Janek leży na łóżku. Kładę się obok niego i od razu zaczyna się nasza telepatyczna rozmowa.
Mówi mi, że jestem silna i dam radę. Pytam się go skąd pochodzi. Odpowiada, że pochodzi z planety Megatron Ridick :) Mówi mi, żebym ignorowała odrętwienie, które odczuwam tak jakby go nie było. Następnie prosi mnie o termometr do mierzenia ciśnienia wewnątrz-czaszkowego. Nie wiem gdzie jest więc pytam się kobiet, które siedzą przy stole i plotkują radośnie. Odpowiada mi Niania - że wisi na ścianie. Sięgając po niego przypadkiem kopię ją tenisówką w plecy. Przepraszam ładnie i wręczam dzidziusiowi termometr. Potem moją uwagę przykuwa dziewczyna w telewizorze z rudymi włosami, wiem, że mam ją czegoś nauczyć lecz nie wiem od czego zacząć.
Moja ciocia pyta mnie jak się czyta słowa joga kundalini, czy przez "u", czy przez "a".

Magiczny chłopiec i przedszkole

13 listopada, nad ranem

Jestem z grupą przyjaciół, poznaję niezwykłego chłopca, jakby z nie z tego świata. Bardzo ciekawie się nam rozmawia z nim.Ma proste włosy do ramion i krótkie beżowe szorty i półbuty. Właściwie nie wiadomo czy nie jest kobietą. Niby zaczynamy grać w piłkę bo unoszę się nad ziemią razem z nim. On nagle jest blisko mnie, za mną i zaczyna prowadzić moje ciało w locie i mówi: "kiedy stoisz na bramce, musisz bronić". I prowadzi mnie pokazując mi jak bronić. Ponieważ suniemy w powietrzu odzyskuje świadomość i wiem, że mam oobe. Odlatuję w nocne niebo i robię fikołki i fantastycznie się czuję w powietrzu.
Dolatuję w końcu do jakiegoś budynku. Zwiedzam go w środku fruwając po nim. Na mojej drodze pojawiają się różne okna, małe i duże, przez niektóre nie mogę w ogóle przelecieć i ograniczają moją eksplorację. Dofruwam do pokoii w których są łóżeczka dla malutkich dzieci w dużej ilości, coś ala żłobek, przedszkole. Myślę sobie, że to miejsce z mojej przyszłości, np. praca albo jeszcze coś innego.

Morze

8 listopada, nad ranem

Uświadamiam sobie, że mam oobe i mogę latać, a ponieważ jestem z Mamą wpadam na pomysł, żeby polatać razem z nią. Łapię ją za rękę i fruniemy razem, na początku trochę słabo mi idzie ale potem już latamy swobodnie. Potem ona gdzieś znika i latam sama po jakimś obcym małym miasteczku. Jest lato.
Moją uwagę przyciąga nadnaturalnie wysoka dziewczyna, która pracuje chyba w cyrku. Czuję do niej pociąg...

Klik
Jestem nad morzem z Noble i Anią. Od morza odchodzą różne podziemne tunele coś ala aqua park tylko z kamieni. Są tam wodospady i zjeżdżalnię i rózne fajne zabawki do pływania. Robert szkoli jakiego młodego chłopca a ja bawię się z tą małą Anią i też ją uczę różnych rzeczy. Próbujemy spływać z różnych wysokości.
Mam biały strój dwuczęściowy. Potem krążę sama bo wszyscy mi się gdzieś gubią. Dochodzę do bardzo stromego zjazdu - dużego wodospadu z rwącą wodą. Jakiś dwóch studentów drwi ze mnie i podkuszają mnie do zjechania sobie na dół. Nie ulegam ich namowom bo wydaje mi się to niebezpieczne (niestety nie mam świadomości już). Idę dalej, jestem w podziemnym tunelu dworca. Jadę schodami ruchomymi do góry.
Wychodzę na środek miasta: z ulicami, tramwajami i pociągami, nawet nie ma chodników. Wiem, ze jestem w centrum Gdańska. Chce znów wrócić nad morze. Pytam się jednej pani jak dojść nad morze. Ona mówi, że muszę spytać w informacji. Czekam w kolejce na swoją kolei. Mówię, ze schody którymi przyjechałam są tylko w jedną stronę -do góry a ja chcę wrócić nad morze i jak to zrobić. Pani dziwi się i idzie ze mną, żeby mi jakoś pomóc. Wchodzimy do drugiego tunelu, mijamy mnóstwo sklepów po drodze i automat z informacją. Okazuje się, że jest zablokowany. Jakaś dziewczyna mówi nam, że automat działa tylko trzeba włożyć odpowiednie haczyki. Wkłada je. Zadaję pytanie lecz odpowiedz nie istnieje. Idę dalej, budzę się.

Oczy

2 listopada, nad ranem

Jestem w łazience, patrzę na swoje odbicie w lustrze. Moją uwagę przykuwają moje oczy, skrzą się niezwykłym blaskiem a po chwili stają się normalne, potem znów się iskrzą aż nagle dostrzegam w nich swoją przyszłość. Obrazy te są chaotyczne i nie znam osób które się pojawiają w kolejnych kadrach w różnych ujęciach.

Most

15 października, nad ranem

Próbuję przejechać na rowerze przez ulicę koło mostu, słabo mi idzie bo wszędzie jest dużo ludzi. Jakiś dziadek pomaga mi pokonać kładkę na ulicy. Wszystko jest jakieś dziwne i orientuję się nagle, że mam oobe. Zostawiam rower i zaczynam latać nad Odrą przy moście. Jest fantastycznie, błękitne niebo i tajemnicze zakamarki mostu otaczają mnie. Trochę maczam się w wodzie...
Po wyrażeniu intencji pomocy pojawiam się przy pewnej wieży na moście. Jakaś kobieta z wydatnym nosem próbuje popełnić samobójstwo. Proszę ją, żeby tego nie robiła, że nie warto. Jest mi smutno ale po jakieś chwili odczuwam niestosowne odczucia nad którymi nie mogę zapanować i wyrzuca mnie z ciała.

Śnieg

9 października, koło 8 rano

Budzę się w fałszywym przebudzeniu w  swoim mieszkaniu, patrzę na komórkę jest 14:45. Myślę sobie, że zaspałam i to nie możliwe! Robi się ciemno i budzę się w łóżku w domu rodzinnym. Orientuję się, że mam oobe. Podlatuję do okna, za oknem jest przepiękny poranek zimowy, niskie słońce z miękkim światłem, dużo śniegu i coś jakby srebrne pociągi poruszające się po ulicach ( a może to tramwaje plusy nowej generacji?). Lecę na drugą stronę domu i wylatuję przez okno w kuchni. Latam sobie chwilkę zachwycając się niezwykła zimową aurą i proszę o coś stróża. W odpowiedzi cofa mnie do ciała. Budzę się w paraliżu. Nie ruszam się bo mam nadzieję na powrót, lecz tak się nie dzieje bo za bardzo chce mi się siku :D

sobota, 5 października 2013

Wędrówka

5 października, koło 8:30

Obudziły mnie silne wibracje i ciągnięcie za brzuch (zazwyczaj to miejsce najsilniej odczuwam przy rozdzieleniu). Tylko, że było co najmniej pięć takich prób silnego ciągnięcia bo coś ciałko nie chciało się odczepić, więc trochę się namęczyłam z tym aż w końcu poczułam błogą energią rozlewającą się w mojej głowie i się udało! Następnie zapomniałam o tym bo ocknęłam się ponownie tyle, ze w fałszywym przebudzeniu na wersalce mojej babci i coś spadło mi na brzuch i mnie przygniotło, lecz nie widziałam co i nie mogłam się ruszyć, miaukłam tylko w ramach potrzeby pomocy i już więcej nie mogłam z siebie wydać dźwięku. Prosiłam tylko w myślach o pomoc mojego przewodnika. W końcu uwolniłam się od ciężaru na brzuchu - okazało się, że spadło na mnie puste pudełko po paluszkach i wysypały się kryształy soli i kryształy górskie, zaczęłam je zbierać do pudełka.

Klik
Jestem w moim pokoju z chłopakiem i siedzimy i rozmawiamy przy biurku. Opowiadam mu jak ciężko mi było dzisiaj się wydostać z ciała...Rozglądam się po pokoju i okazuje się, że jest inaczej niż w rzeczywistości i od razu uświadamiam sobie, że jestem w Poza.

Klik
Jestem przy furtce mojego starego domu, mam ochotę polatać ale coś mi nie idzie poderwać się z ziemi. Wdrapuję się na furtkę i skaczę z niej na plecy. Unoszę się tuż nad ulicą brzuchem do góry, latam tak sobie i stwierdzam, że tak też jest fajowsko. Potem się obracam i lecę do góry. Wyrażam intencję chęci pomocy potrzebującej duszy.

Klik
Jestem w jakimś okołoziemskim krajobrazie w innym wymiarze czasowym. Jest noc i krajobraz wydaje się dość wymarły. Widzę ludzi z maskami gazowymi. Planeta ta (nie wiem czy to Ziemia) wydaje się być dotknięta katastrofą nuklearną czy inną tego typu. Wygląda na to, że minęło już trochę czasu od tego wydarzenia bo ludzie wydają się być przystosowani do takiego życia i nawet śmieją się i żartują, lecz czuję się tu obco. Pozornie wszystko jest już w porządku ale nie do końca. Przelatuję przez rwącą rzekę na drugi brzeg. Mam w planach lecieć na cmentarz ale spontanicznie poddaje swój lot kontroli mojego opiekuna i od razu w tym momencie zmieniam kierunek i cofam się do rzeki zanurzając się całkowicie w jej ciemnym odmęcie. Proszę opiekuna abym dowiedziała się czegoś więcej o sobie, o swojej duszy w tej podróży.
Kiedy jestem pod wodą widzę ciemność i odczuwam niesamowite wyładowania energii w głowie, robią się tak silne, że aż trudno je wytrzymać.

Dostaję odpowiedź na moją prośbę...Widzę plemię Indian, którego członkowie są pojmowani w niewole a inni mordowani. Jest wiele cierpienia i smutku w tym miejscu...A ja odczuwam niesamowitą więź z tym Indianami i oglądam tą sytuację jakby będąc poza nią. Czuję, że oni są moją rodziną i właśnie widzę jak idą na rzeź. Popadam w ogromną rozpacz i zaczynam strasznie płakać, serce mi pęka z bólu.
Przez głowę przechodzi mi myśl, że teraz już wiem dlaczego tak bliski mej duszy jest szamanizm i gra na bębnach...rozumiem, że w którymś z wcześniejszych wcieleń byli moją rodziną a ja byłam jedną z nich.

Klik
Wspinam się po czarnych skałach jakby na jakieś innej planecie, jestem już znużona wędrówką, mam ochotę się zrelaksować...Tuż za mną widzę jakby mutanta w stylu człowieka pierwotnego, gdyż nie potrafi mówić tylko wydaje dziwne pomruki.
Przed sobą natomiast mam przedstawiciela wyższej rasy w nowoczesnym kombinezonie. Jest mi objaśniane w jaki sposób Ci mężczyźni używają swoich narządów płciowych :) Okazuje się, że gdy mają chęć coś robić mają w kombinezonie specjalne otwarcie w kształcie koła zabezpieczone przezroczystą, gumowatą błoną, coś ala wbudowana prezerwatywa, heh. Stwierdzam, że to zajebisty patent i można by go wdrożyć na Ziemi :)


niedziela, 29 września 2013

Współdziałanie

26 wrzesień 2013, koło 8 rano

Wszystko zaczyna się od snu w którym znajduję się w wypożyczalni filmów z dzieciństwa i chcę wypożyczyć jakiś film. Ponieważ wiele lat minęło od mojego ostatniego pobytu w tym miejscu, zastanawiam się czy jestem w ogóle wpisana w bazie komputerowej i mam wyrobioną kartę elektroniczną bo nie mogę sobie przypomnieć. Pani z obsługi jest bardzo miła i mówi, ze sprawdzi czy jestem. Podaje jej swoje imię i nazwisko. Okazuję się, że istotnie mają mnie w bazie ale od czasu skomputeryzowania, moje konto jest zapełnione tylko w 1% i w historii wypożyczeń mam tylko jeden film "...(tytuł)" - o świadomym śnieniu. Faktycznie przypominam go sobie i stwierdzam, że bardzo mi się podobał. Nagle na biurku siada jakiś młody mężczyzna w czerni i dołącza się do dyskusji. Mówi, że to faktycznie bardzo dobry film był i czy widziałam może "..." lub "..."? Odpowiadam mu, że nie widziałam, gdyż te tytuły brzmiały mi obco i ucieszyłam się, ze w takim razie mam jeszcze co najmniej dwa fajne filmy o świadomym śnieniu do wypożyczenia :) Dziękuję mu za polecenie mi ich. Klik.

Jestem z tatą i z psami na dworze, spacerujemy. Nagle słyszmy jak ktoś w oddali woła "pomocy!". Psy pierwsze biegną sprawdzić o co chodzi, ja biegnę za nimi razem z tatą. Dobiegamy do stromej skarpy. Tato rezygnuje i zostaje na miejscu, ja biegnę czym prędzej dalej i skaczę ze skarpy choć jest wysoko. Można też było zejść po drabince ale stwierdziłam, ze zbyt długo to będzie trwać a liczy się każda sekunda. Kiedy tak spadam, stwierdzam, że faktycznie jest trochę wysoko i boję się czy wyląduję bezpiecznie, gdy nagle przypominam sobie, że przecież potrafię latać i lecę na miejsce docelowe. Odzyskuję świadomość i wiem już, że jestem w Poza.
Mój kanał jasnosłyszenia otwiera się i słyszę głos, który na mnie spływa i spaja się ze mną. Ten głos staje się również moim głosem, nasze myśli stają się jednością.
Kiedy dolatuję do mieszkania kobiety, która wołała o pomoc okazuje się, że według niej zagrożenie minęło.
Otóż jej nowo narodzone dziecko zaatakował jej zazdrosny kot i chciał je uśmiercić. Teraz ona z tym kotem jest w pokoju i nie wie co robić. Dziecka nie widzę, a kot jest dalej puszczony luźno i sobie robi co chce. Jestem wstrząśnięta jej bezmyślnością...
Głos we mnie kieruje mną. Podchodzę do tej kobiety i obejmuję jej głowę dłońmi. Przesyłam jej silną, świetlistą energię aż jej oczy napełniają się światłem. W odbiciu jej oczu widzę postać, która poprzez mnie działa - widzę Anioła :) Przemawiam do niej telepatycznie: "będziesz odpowiedzialną matką, już nigdy więcej nie narazisz swego dziecka na niebezpieczeństwo". Następnie zabieram się za kota, który już nie jest kotem tylko moim partnerem. I znów kładę dłonie na jego skroniach, mówiąc potulnie " kotku, koteczku" i przesyłam mu energię, tym razem nie widać tej energii, więc wpatruję się w jego oczy szukając odbicia i nagle znów pojawia się obraz  - tym razem dwie świetliste postacie złączone ze sobą. Uśmiecham się ciesząc się, że wszystko w porządku :) Klik

Latam sobie relaksując się i nagle znów pojawia się głos w mojej głowie, tym razem głos pozwala mi usłyszeć rozmowę z daleka dwóch mężczyzn. Czuję, że lecę do kolejnej interwencji.Kieruję się w stronę mężczyzn, których rozmowę słyszę na odległość. Kiedy już jestem w tym jakby sklepie, okazuje się, że oni nie są istotni a jedynie byli punktem lokalizacyjnym. Moje zadanie wiążę się z którąś z kobiet w poczekalni. Zostaje nakierowana do tej właściwej. Ona jest w zaawansowanej ciąży i czeka jakby w kolejce do lekarza.
Podfruwam do niej i obejmuję dłońmi jej brzuch. Łączę się z nią telepatycznie i przekazuje jej obraz w stylu usg. Objaśniam jej, że jej ciąża jest zagrożona, pokazuję miejsca, gdzie ma za mało płynów i są już prawie wyschnięte. Mówię, że jeśli dalej będzie tak postępować jak postępuje i myśleć w taki sposób - kumulując balast przeszłości w sobie, to jej dziecko tego nie przeżyje :( Podładowuję energią jej płód.
Klik

Jadę autokarem a za mną siedzi mężczyzna w czerni podobny do tego z wypożyczalni. Jego energia jest specyficzna. On sam mocno przyciąga moją uwagę i co chwilę się odwracam do niego bo strasznie się kręci. On uśmiecha się do mnie i mówi, żebym się nie martwiła bo on zmienił już ubranie...

piątek, 6 września 2013

Dobijanie

6 września 2013, ok. 8-9 rano

Po wyrażeniu chęci przeprowadzenia duszy, czuję jak przewodnik nakierowuje mój lot odpowiednio do życzenia. Już po chwili jestem  poza miastem, gdzie stoi kilka domów na krzyż a na ulicy stoi policja i karetka. Myślę sobie, że chyba był jakiś wypadek na drodze lecz nie widzę, żadnych rozbitych pojazdów.
I nagle jakaś siła ciągnie mnie wręcz tyłem i z impetem do konkretnego miejsca akcji na plac przy fabryce.
Wszędzie wkoło jest dużo robotników w kaskach ochronnych. Jestem świadkiem jak jeden robotnik w okolicach pięćdziesiątki leży na brzuchu w kasku i masce a na nim siedzi aż trzech robotników, którzy przytrzymują go i dociskają jego ciało do ziemi. W pierwszej chwili myślę, że udzielają mu pierwszej pomocy, lecz robią to źle i rzucam się do pomocy, lecz jak już jestem blisko przy nim przypominam sobie w jakim celu tu przybyłam- mam przeprowadzić duszę.
Tak, więc czekam na śmierć tego pana, a ta jest nieunikniona, gdyż jego "koledzy" wcale mu nie pomagają przeżyć a wręcz przeciwnie - wspólnymi siłami dobijają go. Po dłuższym duszeniu przez tego, który trzymał mu głowę w ziemi słyszę jego zapewnienie - "jest już R.I.P." i wszyscy schodzą z niego upewniając się, że nie daje znaków życia. W tym momencie przejmuję sytuację mówiąc do poszkodowanego "to my się już zbieramy" i podnoszę go. Szamocze się i jest wzburzony, kwitując zdarzenie: "głupi ci amerykanie".
Odlatuję z nim i w pewnym momencie lotu urywa mi się film, jakby ktoś wyciął klatkę  i jestem już w innej lokacji latając sobie sama wśród drzew i ładując się ich energią. Czuję się zrelaksowana i zadowolona z siebie.
Znajduję się w alternatywnej wersji miejsca, które znam z rzeczywistości. Są w nim te same opuszczone kamienice lecz mają tutaj zupełnie inne zastosowanie. W kamienicach tych bowiem trzymane są zwierzęta hodowlane i dzikie i to w jakieś masowej ilości. Widać je poprzez powybijane szyby w oknach lub zupełny brak okien. Zastanawiam się czemu ma to służyć.


środa, 28 sierpnia 2013

Oczekiwanie...

 28 sierpnia, ok. 8 rano

Po wyjściu z ciała unoszę się nad ulicą a na mojej drodze leży piękny wilczur i bacznie mnie obserwuje. Lecę na jego wysokości i wpadam na pomysł, że pogłaskam go po pysku na odchodne. Dolatuję do niego i dotykam pyszczka a ten chapie mnie w rękę. Jestem zdziwiona, gdyż odczuwam chwilowy dyskomfort podczas ugryzienia co nie sądziłam, że może mieć miejsce w tym wypadku, gdy nie posiadam ciała fizycznego. Stwierdzam, że to coś w stylu bólu fantomowego. Odlatuję w stronę miasta.

Unoszę się nad Odrą we Wrocławiu, przynajmniej tak mi się kojarzy to miejsce.
Z góry obserwuję jak grupka chłopców gra w jakąś grę w stylu paintball. Tyle, że w wodzie koło pontonu.
Właściwie nie umiem stwierdzić co to za zabawa ale mają dość podobną broń - karabiny z białymi pojemnikami na coś. Nagle coś się niedobrego dzieje bo jeden z chłopców wyławia drugiego i kładzie na ponton. Ten wyłowiony chłopiec ma kamizelkę przedziurawianą jakby od kul w jakiś ośmiu miejscach na plecach. Jego kolega próbuje udzielić mu pierwszej pomocy lecz nie za bardzo pamięta jak to się robiło. Sfruwam koło nich by baczniej móc się przyjrzeć sprawie. Słyszę myśli tego kolegi, który wątpi w swoje zdolności medyczne. Widzę, że do maski tlenowej wlewa jakąś żółtą galaretowatą substancję. Zastawiam się cóż to takiego i czemu wlał ją do maski?. Biorę opakowanie od tej substancji i czytam do czego służy. Faktycznie jest na niej słowo mask i coś z oddychaniem. Myślę, sobie że chyba w takim razie ok, ale wydaje mi się to nielogiczne, że może to pomóc w oddychaniu. Nagle chłopiec, który reanimuje tamtego nieprzytomnego zauważa mnie i z mega zdziwieniem pyta: "co ty tu robisz?" Odpowiadam: "czekam".
A on na to:"jesteś nurkiem?" Odpowiadam mu, że nie. Przestaje ze mną gadać, gdyż urządzenie, które podłączył do tamtego chłopca zaczyna pokazywać brak czynności życiowych i włącza się sygnał alarmowy. Trwa to parę chwil. Chłopiec umiera.
Biorę na ręce martwego chłopca i odlatuję z nim do nieba. On w ogóle nie kojarzy, że umarł. Plącze mu się język i przygryza go sobie, wywraca oczami i pojękuje. Mówię mu, że czas udać się do innego miejsca.
Kiedy jesteśmy już wysoko, moja misja kończy się i wracam z powrotem do ciała.

Właściwie to pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja, że przybywam niczym Anioł Śmierci zwiastując odejście kogoś i odprowadzam tą duszę do nieba, gdy jest już po wszystkim. Hmm, dziwne nieco.


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Plan ziemski

 25 sierpnia, koło godz.18

Czuję, że wyssało mnie z ciała ale nie jest tak jak zwykle, że przenosi mnie do jakiegoś miejsca po sekundce utraty świadomości tylko tkwię w ciemności - ja i blokada, którą mam pokonać. Czuję tą blokadę na wysokości podbrzusza przenika mnie na wskroś. Wyczuwam obecność przewodnika przy tym zadaniu. Próbuję tę blokadę usilnie pokonać, męczę się z tym chwilę i w końcu blokada puszcza i czuję, że wszystko jest już dobrze, odczuwam swobodny przepływ energii. Tracę świadomość.
Następnie mam sen, że jestem u babci w mieszkaniu a na podłodze wiją się wielkie węże, grube i jadowite.
Najchętniej trzymałabym się od nich na bezpieczną odległość.
Mój przewodnik pojawia się i pokazuje mi jak się poruszać między nimi by mnie nie ukąsiły. Jego technika wydaje mi się nierozważna, gdyż pracujemy w bardzo bliskich odległościach, według mnie niebezpiecznych, lecz jest skuteczna bo żadne węże mnie nie atakują tylko groźnie na mnie spoglądają.

Następnie mam kolejny sen, z udziałem mojego taty. Pojawiamy się w miejscu z dzieciństwa, nad wodą na której jest wybudowana wielka piramida. Tzn. kiedyś była wielka a teraz okazuje się, że to miejsce jest przeremontowane i bardzo się zmieniło. Nawet kształt piramidy został zmieniony, po prostu jawi mi się jako namiastka tego co zapamiętałam. Wchodzimy do środka. Mój tato pracuje tam, jego szef jest dowódcą wojskowym i właśnie robi wykłady. Siadam koło taty w ławce i moją uwagę przyciągają czerwone koszyki. Biorę sobie jeden z nich i nagle moim oczom na dnie koszyka ukazuje się przedmiot - czarna kredka, którą zgubiłam 2 lata temu. Chwalę się tacie, co za niesamowity przypadek. Cieszy się razem ze mną.
Potem idziemy do naszego domu lecz wszystko jest przedstawione tak jakbyśmy byli na planie jakiegoś serialu czy filmu.
Każdy ma swoje role do odegrania i są różne pokoje.
Wchodzę do pokoju gdzie na fotelu siedzi starsza pani a obok niej siedzi Anioł w drugim fotelu.
Ona właśnie ostatni raz rozmawiała ze swoją rodziną. Jest zbulwersowana i zapłakana bo nie będzie mogła się więcej z nimi widzieć. Anioł tłumaczy jej, że nie może się już z nimi spotykać bo zakończyła swoją bytność na planie ziemskim i czas teraz aby dalej wzrastała jako dusza. Gdyby pozwolił jej się kontaktować z rodziną po śmierci tęsknota i ból hamowały by ją w rozwoju...


środa, 14 sierpnia 2013

Feniks

13 sierpnia, ok. 3 w nocy

Po dostrojeniu znajduję się na pustkowiu, wygląda trochę jak rozległy teren jakiegoś starego wysypiska, nie ma śmieci są tylko góry piasku. No i teren bynajmniej nie jest opustoszały.
Pierwsze co rzuca mi się w oczy to dwójka ludzi - mały chłopiec (ok.8-9 letni) z blond włosami i niebieskimi oczami, któremu towarzyszy starsza kobieta w kapeluszu. Poza tym widzę mnóstwo ludzi którzy kroczą jakby bez sensu, jakby czegoś szukali ale nie wiedzą czego, mijają się tylko i krążą w kółko.
Ponieważ przybyłam z intencją przeprowadzenia jakieś duszy, wyrażam ją aby zgłosiła się do mnie odpowiednia osoba.
Fruwam dalej i myślę co zrobić w takiej sytuacji skoro jest tyle potencjalnych dusz do przeprowadzenia pode mną. Wpadam na pomysł rzucenia obiektem, który wskaże mi tą odpowiednią.
Obiekt faktycznie upada obok tego chłopca, który już na początku wpadł mi w oko.
Zlatuję do niego i witam się. Pytam czy ma ochotę ze mną polatać. Chłopiec mówi, że tak, że umie latać. Podaję mu dłoń. Nigdy dotąd z nikim nie latałam, więc zastanawiam się czy w ogóle mi to wyjdzie.
Start jest troszkę toporny ale już po sekundce wznosimy się z łatwością w górę. I lecimy i lecimy wysoko wciąż trzymając się za ręce. Nagle chłopiec wyraża zachwyt i mówi, że widzi światłość. Ja tej światłości nie widzę. Jesteśmy w pokoju przy oknach wychodzących na balkon. Wisimy przy szybie za którą on widzi światło, dodaje jeszcze, że "wow, 5500 pokoi". Czuję, ze to miejsce naszego rozstania.
Puszczam dłoń chłopca a on przenika przez szybę. Mówię mu, że go kocham i przypomina mi się, że warto spytać go jak ma na imię. Odpowiada, że Marcin Dupek!? Żegnam się z nim.
Patrzę za szybę i moim oczom ukazuje się uwiędły, wyschnięty kwiat w złotej plastykowej doniczce. Zastanawiam się czy wszystko ok. Nagle kwiat ożywa, rozkwita a następnie przeobraża się w czerwonego ptaka i odlatuje. Myślę sobie Feniks! Teraz już wiem, że się udało Niestety, czerwony ptak nie mogąc wyfrunąć przez zabudowany balkon wpada mi do mieszkania. Zaczynam latać za nim po domu próbując wypuścić go przez jakieś okno... Wołam go po imieniu "Feniks, Feniks".
Niestety, jak zwykle sama nie mogę przefrunąć przez okna a kiedy próbuję je otworzyć okazuje się, że się nie da bo są pozastawiane kwiatami i po uszczelniane gazetami. Nie wiem co robić, więc wzywam na pomoc mojego przewodnika, wtedy ptak znika.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Młodzieniec, który czekał...

5 sierpnia, nad ranem

Dziś zdarzyło mi się trzykrotne oobe pod rząd. Bardzo mnie to ucieszyło bo trochę minęło od ostatniego i martwiłam się tym zastojem. Ale na szczęście pojawiło się i mogłam realizować swoją misję -przeprowadzania/uwalniania.
Opiszę najważniejsze elementy tego doświadczenia:
Znalazłam się w środku lasu przy budynku stylizowanym na zamek/pałacyk z czerwonej cegły.
Unosiłam się wokół budynku podziwiając jego konstrukcję, w końcu znalazłam się na dziedzińcu, gdzie było wejście do budynku. Wyraziłam intencję, że przybyłam w celu przeprowadzenia, czekając na duszę, której mogę pomóc. Dostrzegłam, że w budynku jest duża kolejka.
Wszyscy oczekują na swoją kolei w recepcji. Pomyślałam, ze to coś w stylu izby przyjęć chorych, coś jak ośrodek zdrowia. Pomimo mych dobrych chęci nikt nie przyszedł po pomoc do mnie.
Zajęłam się więc czymś innym coby ciekawie wykorzystać czas poza :P

Później wyrzuciło mnie na chwilę z ciała. Jednak już po chwili byłam znowu w poza w tym samym miejscu z innej strony tego budynku. Moje dostrojenie było słabe, więc zaczęłam z wielką fascynacją podziwiać wszystko wokół mnie :)To sprawiło, że dostroiłam się całkiem i odleciałam z tamtego miejsca, wciąż z intencją pomocy, komuś kto jej potrzebuje.
Wywiało mnie na takie pustkowie, było chmurno i wymarle. Jakieś drzewa, szaruga, poprosiłam o morze - pojawiło się coś bardziej w stylu dużego jeziora, chciałam plażę ale nie zaistniała. Leciałam wiec dalej.
Pomyślałam, ze tutaj to już chyba w ogóle nikomu nie pomogę, bo to jakieś opuszczone tereny fabryk.
Nagle z wysoka dostrzegłam chłopaka, który leżał w piachu. Sfrunęłam do niego.
Na mój widok odczuł jakby ulgę i uśmiechnął się. Wyglądało, że czekał tu nie wiadomo ile w samotności. Spytałam, czy chce żebym go przeprowadziła. Odpowiedział z radością w głosie, że "jasne, że tak". Zapytałam, więc czego potrzebuje, aby móc odejść.
Popatrzył na mnie i zbliżył swoją twarz do mojej. Poczułam, ze chodzi o pocałunek z kobietą. Pocałowaliśmy się zatem a ten pocałunek znaczył więcej niż tysiące słów, bo niósł za sobą wybawienie od zniewolenia.
Kolejna misja zakończona, wróciłam z radością do ciała. Cieszę się, że mogłam mu pomóc :)

sobota, 27 lipca 2013

Plac zabaw

1 lipiec 2013 po południu

Po wyjściu z ciała jestem w pokoju z dzieciństwa na wysokości góry segmentu. Czuję obecność przewodników. Na segmencie są przyklejone rysunki, które ich reprezntują. Podlatuję do obrazków i witam się z nimi prosząc o wskazówkę "co jest dla mnie ważne?". W odpowiedzi znajduję zdjęcie legitymacyjne mojej nieżyjącej mamy. Wiem, ze powinny być dwa na segmencie ale znajduję tylko jedno. Czekam na dalszą część odpowiedzi, dostaję info, że jest nią płacz jako oczyszczanie.
Cudownie latam sobie w powietrzu mając świadomość swojego ciała astralnego, oglądając ręce, tłów i robiąc fikołki w powietrzu. Wylatuję przez otwarte okno. Jest ciepła, letnia noc. Momentalnie lecę nad łąką po drugiej stronie bloku. Czuję, że ta podróż nie może trwać w nieskończoność a już i tak długo i świadomie latam. Wyrzuca mnie jakby z ciała i leżę w łóżku w obcym pokoju  w innym wymiarze, zatem podróż trwa dalej.
Czuję, że obok mnie są inne dusze, słyszę ich głosy. Zdaję sobie sprawę, że tym razem ta podróż coś we mnie zmieniła, odblokowała we mnie zdolność słyszenia myśli innych.
Czuję napierającą obecność a głosy się nasilają i jakby wciągają mnie. Wlatuję do kolejnego wymiaru.
Znajduję się jakby na placu zabaw. Są różne drewniane elementy do wspinania.
Słyszę myśli wszystkich osób koło których przelatuję. Nadlatuję na drewniane drabinki i spotykam młodzieńców, którzy  mówią coś do mnie i próbują mnie zaczepić. Nie mam ochoty z nimi gadać. Odlatuję wyżej na inną część drewnianej budowli i spotykam małego chłopca, który kicha na mnie a potem zaczyna strasznie płakać. Przytulam go i robi mi się strasznie smutno, wiec zaczynam płakać razem z nim.
Mówi, że nazywa się Dawid Białas. Czuję jakbym znała go od zawsze. Spotkanie jest bardzo wzruszające. Budzę się.

Po tej podróży nasunęły mi się pytania:
Czy ten chłopiec był uwięziony w focusie 23 i miałam go przeprowadzić? Tzn. może nie zdawał sobie sprawy, że nie żyje i czuł się samotny wciąż czekając na rodziców, którzy nie przychodzili? Może spadł niefortunnie z drabinek?
A może całość podróży jest bardzo spójna i chłopiec ten reprezentowałam tą część mnie samej, która wymaga uzdrowienia a cel został osiągnięty - oczyszczenie poprzez płacz? Bo przecież zwykle jak dziecko płacze to się nie płacze razem z nim, chyba, że dziecko cierpi a my nie potrafimy mu pomóc, wtedy można odczuwać takie współczucie i bezsilność, ze też można zalać się łzami...
Nie wiem, która opcja jest mi bliższa. A może obie?

Już znam odpowiedź! Okazało się, że to co zrobiłam -przytulenie chłopca- było tym czego potrzebował by móc odejść do właściwego miejsca! Tak, wiec kolejna duszyczka przeprowadzona! Jestem szczęśliwa :)

piątek, 26 lipca 2013

Odbicie przedmiotów

Czasem zdarza mi się kontakt za pomocą przedmiotów przypominających te z fizycznego świata. Jakiś czas temu śniłam, że na mojej komórce jest 25 prób połączenia z bliską mi osobą, która nie żyje. Jest też sms, w którym dostaję dużo zadań do zrobienia od tej osoby. Zadania są dość zwykłe, takie jak wykonywałam, kiedy osoba ta jeszcze żyła, w stylu "pójść do apteki kupić leki", "ugotować obiad" itp.

Inna sytuacja to taka w której napisałam w realu list do wyżej rady karmicznej na jednej z kartek w dzienniku snów. W nocy tego dnia utknęłam w paraliżu sennym z wrażeniem duszenia, męczyłam się ale nie mogłam się oswobodzić, czułam jak co chwile ktoś mnie ciągnie za włosy i ściska mi klatkę piersiową, coś spowijało moje ciało. Nagle jakaś postać pojawiła się na łóżku, wygląda jak amazonka, kobieta dzika, z dawnych czasów, bardzo chuda. Wskazała w moją stronę palcem na coś, spojrzałam na siebie i zobaczyłam ze w jednej ręce trzymam kartkę z dziennika snów. Ona chciała tą kartkę i to nie podlegało żadnej dyskusji, wyciągnęłam w jej stronę kartkę a ona szybko pochwyciła ją i zniknęła. W końcu udało mi się wyrwać ze z paraliżu i osaczenia. Podejrzewam, że ona była pośrednikiem pomiędzy mną a tą wyższą radą, coś jak posłannik chcący przekazać wiadomość w odpowiednie ręce.

Zdaje się jakby wszystko miało swoje odbicie w astralnym świecie. Fajnie opisał to w swojej książce J. Grzędowicz "Popiół i kurz". Autor opisuje świat pomiędzy, lecz gatunkowo to spodziewajcie się po tej książce mrocznej fantastyki, niźli relacji na faktach...chociaż kto wie dokąd podróżuje Grzędowicz w swoich snach...







czwartek, 25 lipca 2013

Spotkanie

Jeśli chodzi o światło i naszych gwiezdnych braci to w skrócie miałam takie senne przeżycie:
Jestem nocą z przyjaciółmi w mieście. Nagle na nocnym niebie widzę statek ufo, znajomi twierdzą, ze to samolot. Statek szybuje nisko koło nas. Nagle znika a pojawia się kilka ciemnych samochodów z różnych stron. Jeden z nich podjeżdża po mnie. Zostaję poproszona bezdyskusyjnie o wejście do środka w celu pobrania koloru światła.
Z zainteresowaniem wchodzę do środka. Badanie jest bardzo szybkie - jedno pstryknięcie jakby flashem. Dowiaduję się mimochodem, że mój kolor to żółty i że mogę już iść. Ale ja nie chcę iść bo mam ochotę chwilkę porozmawiać.
Zapytuje osoby z przodu prowadzące pojazd, czy są z innej planety i innego wymiaru. Jeden z nich się odwraca w moją stronę, ma zielone oczy i czarne, krótkie włosy i choć fizycznie wygląda jak człowiek czuję, że nim nie jest. Mężczyzna ten potwierdza moje przypuszczenia i mówi, że jest nadreańczykiem (nie pamiętam dokładnie słowa).
Pytam się go czy faktycznie w życiu chodzi o to, żeby przechodzić przez różne doświadczenia, by nasza dusza się uczyła i wzbogacała. On mówi, że tak ale żebym też nie zapominała, że czasem trzeba dać komuś wygrać i że on też to przerabiał kiedy był tu na Ziemi. Dziękuję mu za radę i wysiadam z pojazdu.
Wracam do swoich znajomych, okazuje się, ze niektórzy z nich w ogóle nie byli świadomi badania i spotkanie z gwiezdnymi braćmi zrelacjonowali jako spotkanie z akwizytorami, którzy chcieli sprzedać im karty kredytowe :)